22.08.2012 19:13

Dookoła Półwyspu Iberyjskiego - dzień 3 i 4

Wtorek upłynął mi na odcinku z Mimizan we Francji do Picos de Europa w Hiszpanii, gdzie miałem zaplanowany kolejny kemping.

Po wyjeździe z Mimizan moja trasa prowadziła w kierunku Bordeaux. Przejeżdzałem przez okolice bardzo podobne do polskich okolic nadmorskich - podobne lasy iglaste i ukształtowanie terenu, małe miejscowości, które mijałem również przypominały polskie miasteczka nadmorskie. W okolicach Bayonne wbiłem się w pierwsze na mojej trasie korki, które były całkiem uciążliwe biorąc pod uwagę temperaturę powietrza w okolicach 30 stopni. Na szczęście, podobnie jak ma to miejsce w UK, również we Francji można bez większego problemu poruszać się motocyklem między liniami samochodów - kierowcy są bardzo uprzejmi i kiedy tylko mogą robią miejsce przeciskającym się jednośladom. Niemniej by pokonać odcinek 25 kilometrów zmarnowałem ponad godzinę. Pot spływał mi po plecach kiedy zatrzymałem się na krótki popas w przydrożnym MCDonaldzie.

Dalsza droga tego dnia wiodła trasą E70, która jest de facto autostradą (lub drogą o standardzie autostrady), jednakże niepłatną. Planując moją podróż postawiłęm sobie za punkt honoru nie zapłacić ani euro centa za przejazd autostradami i jak do tej pory udaje mi się to wyśmienicie, głównie za sprawą rewelacyjnie działającego GPS-a.

Przed wyjazdem dużo czasu poświęciłem na wyszukanie informacji o trasach motocyklowych na mojej drodze. Często powtarzającą się nazwą była N-621, zaczynająca się tuż za Santander w Hiszpanii i biegnąca przez Picos De Europa prawie do granicy z Portugalią. Tak więc po zjeździe z E70 wjechałem na tę właśnie drogę i prawie od samego jej początku nie mogłem się w pełni skupić na prowadzeniu motocykla, gdyż moją uwagę odwaracały zapierające dech w piersiach widoki po obu stronach drogi.

Wjechałem w górzysty teren, droga biegła wąwozem z dosyć rwącą rzeką płynącą jego dnem. Po obu stronach drogi piętrzyły się wysokie, skaliste góry. Sama droga była wąska, z jednym pasem w każdym kierunku o szerokości nie przekraczającej szerokości autobusu. Mijałem sporo motocyklistów, co mogło świadczyć o popularności tej trasy wśród użytkowników jednośladów. Po przejechaniu około 50-ciu kilometrów dotarłem na mój kemping. Byłem dosyć zmęczony a ponieważ okazało się, że na kempingu dostępne są domki do wynajęcia, postanowiłem nie rozbijać dzisiaj namiotu i noc spędzić pod dachem, zwłaszcza, że domki wyposażone były w prysznic, kuchnię i dostęp do elektryczności, co pozwoliło mi na podładowanie moich gadżetów rozpaczliwie domagających się prądu.


Rano szybciutko spakowałem rzeczy i przed 9-tą byłem już w drodze. Czekała mnie dalsza część drogi N-621, która okazała się jeszcze piękniejsza niż jej pierwszy odcinek. Przez długi czas motocykl wspinał się pod górę, pokonując przy tym sto tysięcy zakrętów jakby zaprojektowanych dla motocyklistów. Wkrótce wjechałem w chmury, których podstawa zaczynała się na wysokości 800m nad poziomem morza (wiem tak dokładnie, gdyż mój GPS ma również funkcję pokazywania wysokości).

Wspinałem się tak aż do wysokości 1600 metrów, po drodze napotykając krowy wałęsające się po szosie wraz z groźnie wyglądającym bykiem, który łypnął na mnie złowrogo, kiedy go wymijałem. Krowy, górska droga i niska podstawa chmur (widoczność spadała chwilami do 10 metrów) to nie jest najlepsza mieszanka, ucieszyłem się więc, kiedy wreszcie wyjechałem ponad chmury spowijające dolinę i moim oczom ukazał się niczym nieskażony błekit nieba oraz panorama Picos De Europa.

Odcinek około 20 kilometrów pokonywałem w żółwim tempie, które było spowodowane częstymi przystankami na robienie zdjęć - inaczej nie dało po prostu rady - widoki zapierały dech w piersiach a droga dawała mi przedsmak tego, co czeka mnie w szwajcarskich Alpach.

Kolejnym przystankiem widokowym był zalew w miejscowości Riano, otoczony przez skaliste szczyty górskie z całkiem długim mostem biegnącym przez jego środek.

Dalej była płaska, spalona słońcem wyżyna z drogą szybkiego ruchu w kierunku miasta Leon, które jednak ominąłem, kierując się ku granicy z Portugalią.

Mój kolejny kemping zaplanowałem tuż za granicą w Parku Narodowym Montesinho. Dotarłem tam drogą tysiąca zakrętów i już około godziny 15-tej siedziałem wygodnie przed namiotem popijając herbatkę.

Jutro czeka mnie wybrzeże Atlantyku w okolicha Porto i zwiedzanie samego miasta. Nie przepadam za miastami ale akurat o Porto słyszałem wiele dobrego, stanowi więc ono kolejny punkt mojej podróży.

Podsumowanie dwóch dni :


- przejechane : 825 km

- czas (łącznie z przejazdem ET i postojami : 13.5 h

- średnia prędkość : 49 km/h

- maksymalna prędkość : 130 km/h

- paliwo spalone : 40 l

- koszty : 120 euro (paliwo, obiad, kemping x 2)

Pozdrowienia z trasy...

Komentarze : 3
2012-08-27 14:58:18 cafeMaster

Klurik - mówisz i masz :))

2012-08-27 11:19:50 klurik

Nie żebym się dopominał, ale czekamy na kolejne wpisy :)

2012-08-22 20:14:09 klurik

Piękne widoczki. Popuść oczom łańcuch, niech się pasą :)

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Dookola Pólwyspu Iberyjskiego
[zdjęć: 90]

Tagi

125cc (1), 600 (9), 650 (2), 2012 (2), Adventure (3), Bałkany (3), Bmw (16), cbf (10), CBF 600 (6), Czarnogóra (3), Czechy (1), deauville (2), Europa (2), Francja (2), GS (4), Hiszpania (7), honda (20), Honda CBF 600 (2), kemping (2), motocyklowa (15), niemcy (4), parking (2), podróze (3), Polska (2), Portugalia (8), prom (1), R1200GS (3), R1200GSA (11), Turystyka (27), wyprawa (3)

Kategorie