30.08.2011 20:39
Londyn-Polska: Longer Way Round - dzien 3
Sprawca tych odglosów byl maly, szaro-bury niemiecki kotek, ktory zakradl sie do mojego namiotu i byl wlasnie w trakcie odkrywania zawartosci moich sakw :) Nie sprawial wrazenia, ze obchodzi go cokolwiek innego. Podzielilem sie wiec z nim jedna z moich konserw, kawy nie chcial :)
Poranek byl ladny, prawie bezwietrzny - zapowiadal sie kolejny piekny dzien, idealny do dlugiej podrózy motocyklem. Zwiniecie namiotu i zapakowanie wszystkiego nie zajelo mi zbyt duzo czasu i po uregulowaniu naleznosci za nocleg u sympatycznej wlascicielki kempingu, usilnie starajacej sie szlifowac swoj angielski, w okolicach godziny 9-tej bylem juz gotów do dalszej drogi.
Moj ambitny plan na ten dzien zakladal przejechanie okolo 700 km przez Czechy i Slowacje by dotrzec na miejsce mojego kolejnego biwakowania w miejscowosci Liptowsky Trnovec polozonej w bezposrednim sasiedztwie slowackich Tatr. Nie wiedzialem czego spodziewac sie po drogach w Czechach, jako ze nie dane bylo mi jak dotad sprawdzic ich jakosci czy to na dwóch czy tez na czterech kólkach.
Od mojego kempingu w okolicach Grafenau do granicy czeskiej bylo okolo 30 km wiodacych drogami podobnymi do tych, które znalem juz z Luxemburga i okolic. Jechalo sie bardzo przyjemnie w towarzystwie nielicznych samochodów i coraz wiekszej liczby motocyklistów, którzy nadjezdzajac z przeciwka pozdrawiali mnie uniesiona lewa reka, badz tez mijajac mnie wystawiali do przodu prawa noge w przyjacielskim gescie. W tych okolicach niemiecki Nationalpark Bayerische Wald graniczy z Narodni Park Sumava po stronie czeskiej, a droga wiedzie przez piekne górki i dolinki poludniowych Sudetów. Jak moglem sie naocznie przekonac, trasy te sa bardzo popularne wsród motocyklistów zarówno po jednej jak i po drugiej stronie granicy. Bylo ich tu na prawde sporo.
Do Ceskich Budejovic zajechalem bez zadnych trudnosci, jednak okolo 100 km za ta miejscowoscia zaczely sie schody. Moja trasa przebiegala drogami drugiej i trzeciej kategorii, które podobnie jak to bywa w Polsce nie sa jakos specjalnie dobrze oznakowane. Moj GPS, po ostatniej wpadce w Belgii spisywal sie doskonale, niemniej tym razem to nie on byl sprawca klopotów a roboty drogowe. Moze jestem juz zbytnio przyzwyczajony do oznakowan takich 'niespodzianek' w Anglii, gdzie pierwsza wiadomosc o jakiejkolwiek reorganizacji ruchu kierowca dostaje na jakies 3 mile (okolo 5km) przed wprowadzona zmiana. Nastepne pojawiaja sie regularnie na mile przed, potem na pol mili, potem jeszcze raz i jeszcze raz az do momentu, kiedy widzimy o co chodzi. Towarzyszy temu tuzin róznych znaków informacyjnych, nakazów i zakazów, które prowadza kierowce jak po sznurku do objazdu. W Czechach dziala to zgola inaczej : jedzie sobie czlowiek spokojnie, co jakis czas zerkajac na ekran GPS'a - glównie w celu sprawdzenia predkosci - a tu ni z tego ni z owego - bec!! - droga zamknieta :) Tak po prostu - stoi sobie znak zakazu wjazdu (okragly, bialy z czerwona obwódka) i informacja, ze z powodu robót drogowych ten akurat odcinek jest zamkniety. I tyle - koniec, kropka. Ani me ani be na temat ewentualnego objazdu. Rób sobie czlowieku co chcesz.
No cóz, mysle sobie, od czego mam GPS'a ? Zaraz znajdzie mi droge alternatywna. He...znalazl, tyle, ze musialem cofac sie jakies 15 km :) Przytrafilo mi sie to dwa razy na odcinku pomiedzy Ceskimi Budejovicami a Brnem i raz pomiedzy Brnem i granica slowacka :) Taki lokalny folklor...
Dzieki tym objazdom i malym zgubieniu drogi w samym Brnie stracilem tego dnia lacznie ponad 1,5 godziny. Efekt byl taki, ze zaczelo sie juz sciemniac a ja wciaz nie wyjechalem z Czech. Do celu mojej podrózy pozostalo jeszcze prawie 180 km i zdalem sobie sprawe, ze nie dotre do Liptovskiego Trnovca przed zmrokiem. Na ostatniej stacji benzynowej po stronie czeskiej zaczepilem tubylca w celu uzyskania informacji o pobliskich kempingach. Owszem, powiedzial, jest kemping - jakies 15 km stad ( z tego co zrozumialem oczywiscie, gdyz czeski to bardzo smieszny jezyk ) i zaczal machac rekami w róznych kierunkach. Zrezygnowany pojechalem dalej w kierunku granicy slowackiej wypatrujac po drodze jakiegokolwiek znaku z namiotem. Dojechalem tak do Trencina po stronie Slowackiej:)
Bylo juz prawie ciemno. Po niewczasie wpadlem na pomysl, by mój GPS poszukal jakiegos kempingu dla moich obolalych kosci i wybralem pierwszy lepszy, który byl najblizej. Okazalo sie, ze w samym centrum Trencina. Jadac na miejsce mijalem coraz wieksze tabuny mlodziezy, co nie wydalo mi sie specjalnie niezwykle, jednak po dotarciu na wskazany przez urzadzenie kemping dowiedzialem sie, ze absolutnie nie ma tam ani jednego wolnego miejsca z powodu jakiegos festiwalu, który wlasnie sie w Trencinie odbywal. Od razu wyjasnila sie obecnosc wyzej wspomnianych tabunów.
Z moich obietnic, ze nie bede jezdzil po zmroku nic juz nie zostalo, jako ze po sloncu na niebie pozostala jedynie niewyrazna poswiata na horyzoncie. Troszke wkurzony na nieuprzejma pania z kempingu zawrócilem i udalem sie w kierunku kolejnego wybranego przez GPS kempingu.
Po wyjezdzie z Trencina ogarnely mnie kompletne ciemnosci, czulem sie na prawde nieswojo bedac zmuszony jechac w takich ciemnosciach po drodze, której kompletnie nie znalem. Chcac nie chcac, ulokowalem sie wiec za TIR-em jadacym przede mna - moze nie najszybszy ale skuteczny sposób na w miare bezpieczna jazde noca po nieznanaj drodze :)
Po jakims czasie znalazlem sie znów w Czechach :)) GPS wskazywal skret, wiec pozegnalem 'mojego' TIR-a i skrecilem w prawo w jeszcze wezsza niz dotychczas droge. Tutaj ciemnosci nie rozswietlaly nawet swiatla samochodów z przeciwka, bo po prostu nic tamtedy nie jezdzilo :) Teren byl pagórkowaty i zalesiony, jedynym swiatelkiem w tej gluchej okolicy byla lampa mojej wiernej Hondy. Nawet nie chcialem myslec co by sie stalo, gdybym na przyklad zlapal gume. W pewnym momencie na droge przede mna wyskoczyla sarna z dwoma malymi, na szczescie szybko jednak cofnely sie w glab lasu. Nie jechalem szybko, niemniej ich gwaltowne pojawienie sie troszke mnie przestraszylo i spowodowalo, ze jeszcze bardziej zwiekszylem uwage i koncentracje na drodze.
Po 12km takiej jazdy zobaczylem swiatla jakiejs wioski. GPS doprowadzil mnie bezblednie na kemping, na którym bylem ostatnim tego dnia gosciem. Po moim przyjezdzie brama kempingu zostala zamknieta. Gdybym znalazl sie tam 15 minut pozniej podejrzewam, ze musialbym rozbijac sobie namiot miedzy sarnami w pobliskim lesie :) Tego wieczoru zrezygnowalem z rozbijania namiotu a poniewaz na kempingu byly dostepne domki w rozsadnej cenie, wynajalem jeden z nich, co bylo madrym posunieciem po obfitej w wydarzenia jezdzie tego dnia.
Nie ma to jak nocna jazda motocyklem kreta, nieznana droga w lesie :)
Dzisiejszy rezulat: 643km i 10 godzin w siodle :)
Komentarze : 3
Dzięki za (p)odpowiedź, pozdrawiam z Gdańska :)
Dawid, na promie do Francji mozna zakupic takie specjalne naklejki na reflektory samochodowe, które blokuja czesc wysylanego swiatla przez co brytyjskie lampy nie olepiaja kierowców w ruchu prawostronnym, niemniej nie jestem pewien czy te naklejki dzialaja rowniez w przypadku motocykli. W moim przypadku dwa kawalki czarnej tasmy izolacyjnej daja podobny rezultat :)
Pozdrowienia z Londynu
Czyta się czarownie. Pewnie Cię już o to pytali, więc proszę o wyrozumiałość, ale jak się przestawia światła w moto z ruchu lewostronnego na prawostronny? Paski na reflektorach? Pozdrawiam.
Archiwum
Kategorie
- Emigranci (30)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)